piątek, 3 maja 2013

Puk puk?

Czy ktoś tu jeszcze zagląda? :)

To już dwa lata minęły, jak biedny blog porzucony przez złą mnie został, ale... cóż, przychodzi taki czas w życiu, kiedy znów go potrzebuję na swój szczególny sposób. Dla oderwania, odpoczynku, odzyskania takiej hm wszechstronności? Trudno powiedzieć.

Dlatego, jeśli tylko chcecie, poopowiadam Wam czasem o moich szalonych eksperymentach :)

niedziela, 13 marca 2011

Dzięcięcy szampon na zakręconą głowę

Jakiś czas temu na wizażu rozgorzała dyskusja nt. ewentualnej szkodliwości szamponów przeznaczonych dla dzieci stosowanych przez dorosłych. Oczywiście znawczynie składów, niczym pogromczynie mitów, szybko wyjaśniły że nie ma w nich niczego po czym wyłysiejmy kompletnie lub wyrośnie nam trzecia ręka, mimo to polecam odszukać sobie ten temat na fryzjerskim, dla mnie takie tematy są bardzo ciekawe i pouczające.
Nie jestem wielbicielką szamponów dla dzieci. Przede wszystkim, czytając składy przeraża mnie, że popularne firmy produkują niby łagodne, dopuszczone przez dermatologów środki dla maluszków a mnie bierze przerażenie że miałabym noworodka wykąpać w SLSach, parabenach, pq... Nie jestem histeryczką, nie jestem zwolenniczką zamykania dzieci w szklanej kopule z dala od zagrożeń, nawet urojonych, ale no litości. Dzisiaj i tak każde dziecko jest alergikiem i po co jeszcze kusić los i narażać na dodatkowe podrażnienia? A niektóre składy przerażają, nie używałabym tego na sobie, co dopiero na dziecku. Dlatego nie można iść do sklepu i wziąć pierwszy lepszy szampon dla dzieci z półki bo to nie jest takie proste, może się okazać że akurat trafiło się coś wcale nie lepszego od zwykłych, drogeryjnych szamponów.
Czego zatem dla mnie nie powinien mieć taki szampon? SLS, SLeS, różnych silikonów, q, pq, parabenów, skład powinien być możliwie krótki, bez zbędnych dodatków, z łagodnymi detergentami i najlepiej bez konserwantów czy zapachu chociaż tego ciężko unikać, jednak idealnie dla mnie byłoby, gdyby ich nie miał.
Sama mam nieco wątpliwości co do łagodności niektórych detergentów ale w końcu nie można mieć wszystkiego, z pewnością te użyte w tych szamponach są nieco łagodniejsze od tych używanych powszechnie.
Zacznę może od opinii o jednym z wizażowych hitów ;)
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością) 
Szampon lub żel do mycia Babydream (mają chyba bardzo podobne składy i nadają się do mycia), dostępny w drogeriach Rossmann, cena niewielka. I tyle dobrego na ich temat. Szampon kupowałam kilka ładnych razy, użyłam raz czy dwa, zniechęcałam się i oddawałam. Z moich włosów robi wielką dziwną watę w którą ciężko nawet wetrzeć odżywkę, włosy są splątane, niemiłe w dotyku jeszcze kilka dni. Ale żel to dopiero jest porażka... Z włosami robi dokładnie to samo co szampon, oba są ciężkie, gęste i kremowe, ciężko się je spienia i rozprowadza, w dodatku wydobyć go to katorga, butla jest strasznie twarda a dziurka skonstruowana tak, że aby wydobyć małą porcję do umycia chociaż włosów muszę mocno dusić butelkę dwiema rękami i wtedy się da, strasznie irytujące. Dlatego postanowiłam zużyć go do kąpieli. Efekt - okropne, bolące, czerwone uczulenie na połowie ciała które 2 tygodnie nie chciało zejść. Podejście drugie - mycie pędzli. Które po myciu 2x tym specyfikiem, nałożeniu odżywki, potem po suszeniu, wytarciu, przez 3 dni uczulały mnie na całej twarzy, szyi, tam gdzie się pędzlami miziałam. Brak słów. Nie mam pojęcia, co mnie tak uczuliło ale na widok tych specyfików zacznę spluwać przez lewe ramię.
Jakimś cudem, nie poddałam się jednak. W Drogeriach Natura można kupić kosmetyki dla dzieci firmy Sanosan, ja skusiłam się na szampon,  w zasadzie identyczny jak ten ale malinowy.
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością)
Zapach - cudowny. Ceny nie pamiętam ale niska, atrakcyjna. Opakowanie wygodnie, nie wylewa się szampon ani nie trzeba się namęczyć żeby go wydobyć, wypustki na butelce sprawiają, że się nie ślizga. Skład taki, jak być powinien. Użycie, zarówno metodą kubeczkową (czyli biorę słoik lub inne opakowanie, wlewam porcję szamponu i dobrze mieszam, spieniam, dopiero taką substancję wylewam na głowę) jak i 'normalnie' jest bardzo przyjemne, dobrze się rozprowadza, jest taki jakby lekko żelowy, zapach jest przecudowny i przemiły chociaż nie utrzymuje się na włosach. To raczej dobrze bo jest duża przyjemność podczas mycia a później nie kłócą i nie łączą się zapachy szamponu, odżywki, perfum... Włosy są przede wszystkim umyte. Delikatnie, bardzo delikatnie widać zmianę w fakturze, nie jest to taka wata jak po BD ale nie są cudownie gładkie ale nie plączą się i wystarczy odżywka i wszystko jest ok. Bardzo przyjemny produkt, mam wielką ochotę na jego bananową wersję.
(zdjęcie jest mojego autorstwa i przedstawia kosmetyki z mojej kolekcji) 
A to produkty, które obecnie mam w łazience, nie są, jak widać, szamponami dla dzieci ale wskakują do tego zestawienia z racji bycia bezsl(e)sowcami, dopiero znalazłam to zdjęcie. Od lewej -szampon Rainforest do włosów suchych by TBS, Tigi Catwalk Curlesque, upiorny żel Babydream, miniaturka szamponu dla piratów Liliputz z Rossmanna.
The Body Shop nie tak dawno temu wypuścił serię Rainforest bez SLS, silikonów, parabenów czym się szczyci. Szamponik ten mam z bardzo przyjemnego zestawu kupionego jesienią, oprócz niego była miniaturka odżywki z tej samej serii, masło do włosów oraz cudowny, niestety plastikowy, grzebień z szeroko rozstawionymi zębami. Skład wcale nie jest taki krótki, z najważniejszych rzeczy zawiera miód, glicerynę, dwa jakieś oleje i niestety pq-6, do ideału jak widać mu trochę brakuje. Myjadła używam od czasu do czasu do tej pory bo myje dobrze, nie watuje, wszystko jest super, jednak szkoda mi trochę kupować dużą butlę, nie jest do wielki wydatek ale wiem, że szampon będzie stał i się kurzył bo sama sięgnę po niego może 2x w miesiącu. Po prostu mycie odżywką jest dla mnie idealne i nie mam potrzeby specjalnie komplikować sobie pielęgnację stosując OMO bo niezbyt wiem, czy codzienne mycie skalpu nawet tak łagodnym szamponem by mu się spodobało. Jednak was zachęcam do wypróbowania, dostępnych jest 3 lub 4 serie, do włosów tłustych, suchych, farbowanych i chyba coś jeszcze ale teraz nie pamiętam dokładnie a internet chodzi mi tak tragicznie że zanim ja to znajdę to 3 dni miną... zachęcam więc do samodzielnych badań ;-)
Tigi... to szampon, którego użyłam może z 3 razy przez kilka miesięcy, zakupiłam cały zestaw tych kosmetyków więc będą się przewijać przez tego bloga co jakiś czas. Dobrze myje, ładnie pachnie, miła kremowa konsystencja, skład ma jednak długi, z różnymi dodatkami, zarówno ekstraktami jak i konserwantami, nie każdemu może to odpowiadać. Chyba jednak oddam go zakręconej kuzynce, już lepiej żeby myła włosy tym niż byle szamponem. 
A to małe, niebieskie stworzonko zapowiada się obiecująco. Użyłam go raz, w piątek , pojedyncze mycie przed biovaxem, do dzisiaj włosy nie są przetłuszczone, jedynie loki po nocy mam potargane ale tak to ani śladu brudu, gdyby je zreanimować dobrze to mogłabym z powodzeniem wyjść do ludzi. Zapach ma ładny, zużyłam go może z łyżeczkę, bardzo wydajny, dobrze rozprowadził się po skalpie i włosach i o dziwo, zostawił je gładkie i miękkie. W dodatku za nim przemawia to, że można zakupić na próbę, lub jeśli ktoś używa delikatnych szamponów tak często jak ja, właśnie takie maleństwo za symboliczną cenę. Niestety, to opakowanie wcale nie jest takie fajne ale cóż się spodziewać po takim rozmiarze, trzeba uważać ba ma dość dużą dziurę, może trochę szamponu uciec, a zakrętka sprawia mi problemy zarówno przy otwieraniu jak i zamykaniu ale ja jestem po prostu niezdarą i problemy takie mam ze wszystkim. Skład nie jest zbyt krótki ale szamponik zawiera panthenol, wyciąg z miodu i niestety methyl paraben i pg-7 ale przynajmniej zapach ma na samym końcu składu, tuż przed jednym konserwantem. Planuję dziś i kilka dni z rzędu myć nim włosy codziennie i wtedy ocenię jak się sprawuje, póki co jestem zadowolona.
Jakiś czas temu w sklepie przypomniałam sobie, że nie mam czym myć włosów. Chciałam spróbować czegoś nowego a i nie znalazłam żadnej odpowiedniej odżywki do mycia dlatego na dziecięcym wzięłam szampon Nivea z rumiankiem, o coś takiego.
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością) 
Składowo dla mnie ok, zapach, buteleczka, cena - wszystko znośne. I tak myłam sobie nim przez tydzień włosy po czym stwierdziłam że są lekko podsuszone a w pielęgnacji zmieniłam tylko sposób mycia. Winowajca był więc jeden. I tu mam problem. Bo z jednej strony nie mam porównania, nie myję na co dzień delikatnym szamponem włosów więc nie wiem, czy na inny szampon nie byłoby tej samej reakcji ze strony loków. Z drugiej, to przecież szampon przeznaczony do używania na maluszkach, powinien być tak zrobiony żeby absolutnie nic złego nie zrobić z włosami... Zużyłam go potem do kąpieli i pod prysznic, żadnej alergii nie odnotowałam a był wydajny. 
A to jedna z rzeczy, na którą się czaję - szampon Hipp.
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością) 
Niestety, ostatnio w portfelu pustki więc jeszcze przez jakiś czas obejdę się smakiem ale czytałam o nim wiele dobrego i mam nadzieję, u mnie też się sprawdzi. W sumie to chcę spróbować z czystej ciekawości, póki co Liliputz wydaje się być dobry ale przecież zawsze coś może się okazać lepsze ;-) Ostatnio przygotowując się do umycia włosów babci podebrałam ten szampon mojemu najmłodszemu kuzynowi, dobrze się spienił, pachniał średnio ale, co najważniejsze, nie podrażnił babci-alergiczki a włosy dłużej pozostały świeże.
(nie mam zielonego pojęcia dlaczego po ostatnim zdjęciu tekst nie daje się zrobić inaczej niż po środku)
Delikatne szampony mają niewątpliwe zalety, Odpowiednio dobrane myją dzięki łagodnym detergentom a nie podrażniają z powodu ograniczonej ilości składników. Są w stanie usunąć niektóre, niezbyt ciężkie, silikony. Mogą być alternatywą dla szamponów, o jakiś pisałam ostatnio - mocnooczyszczających slsesowców, zawsze warto spróbować jednak trzeba w takiej sytuacji zrewidować wszystko, co nakładamy na włosy, czy na pewno są tam tylko takie składniki które zmyjemy  potem za pomocą sodium coco-sulfate czy cocomidopropul betaine ;-)

A jakie są wasze doświadczenia z podobnymi środkami? 

piątek, 11 marca 2011

Akcja oczyszczenie, czyli szampony z SLS i niewiele ponad to

Jasna sprawa :) dziś rzecz o szamponach. Dla większości z ludzi to absolutna podstawa pielęgnacji, wiele osób (nie wspominam o mężczyznach oczywiście ;) potrafi stosować do pielęgnacji włosów tylko szampon i jakoś żyją. Ja raczej bym nie przeżyła a i bez szamponu potrafię się długo obyć myjąc włosy tylko odżywką. Nie unikam jednak całkowicie silikonów, raz na jakiś czas muszę więc pozbyć się ich a wtedy z pomocą przychodzi taki oto szampon. Najprostszy, klarowny, najczęściej zawiera detergenty, barwnik, konserwant i tyle. Wg mojej filozofii pielęgnacji (xD) szampon jest na włosach i skalpie za krótko żeby pomóc ale wystarczająco długo żeby im zaszkodzić, jeśli jest źle dobrany. Nie widzę potrzeby codziennego mycia detergentem jeśli nie używam niczego, co mocno oblepiałoby włos, nie przebywam w warunkach, gdzie włosy faktycznie byłyby brudne, nie mam problemów ze skórą głowy, jak łupież czy łojotok (a i w tych przypadkach nawet specjalistyczne preparaty mogą podrażniać i pogłębiać problem). Głowę myję zwykle codziennie bo lubię, mam taką potrzebę, nie wyobrażam sobie nie umyć chociaż raz dziennie twarzy, którą, tak jak włosami, niby nic nie robię i niczego nie dotykam a każdy wie, że się brudzi 'od powietrza'.
SLS, czyli Sodium Lauryl Sulfate, to popularny detergent występujący w szamponach, żelach pod prysznic itp., oczyszcza mocno, może wysuszać i podrażniać, zmywa jednak bardzo wiele substancji które osiadają na włosie, brud, silikony, oleje, parafinę, naftę. Nie zdecydowałabym się na używanie tego lub mocniejszego detergentu, SLeS, na co dzień, czy to do skóry czy do włosów. Raz na 2 czy 3 tygodnie myślę, że robi więcej dobrego niż złego, w końcu pozostające na włosie, blokujące go zanieczyszczenia wcale nie są dla niego zdrowe. Gdy zaszaleję z silikonami, po fryzjerze lub przed farbowaniem lub po prostu włosy dopominają się już porządnego mycia w ruch idzie jedno z cudów.
 
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością)  
Cud polskiego przemysłu kosmetycznego, szampon Barwa ziołowa, w zawrotnej cenie 4-5 zł za butelczynę. Rodzajów bez liku, miałam rumiankową, brzozową, skrzypową, tataro-chmielową i sama już nie wiem jaką. Różnią się kolorem i zapachem, chociaż nieznacznie. Dwa mycia i sądzę, że nawet warstwa piekielnej siarki na dobre opuściłaby moje włosy. Skrzypią po takim myciu nie gorzej niż najstarsze drzwi w domu, włosy błyszczą jak szalone kiedy przed farbowaniem myję je tylko takim szamponem, rozczesuję i zostawiam do wyschnięcia. Zadaniem jej jest umyć i tyle, spisuje się świetnie, cena dobra, dostępność? Czasami Tesco lub inny hipermarket, osiedlowe sklepiki i kioski - musowo.
A to mój nowy nabytek.
(zdjęcie jest mojego autorstwa i przedstawia kosmetyki z mojej kolekcji)
Szampon rumiankowy Aile, bez rumianku, w kolorze który kojarzy się z rumiankiem, nie wiem czemu. Właściwości chyba jak Barwa ale jest większy i kosztował 1,5 zł, o ile dobrze pamiętam, sieć Kaufland. Ogólnie za sąsiadów miał chyba podobne mu cenowo szampony typu SLS i nic więcej w podobnie zawrotnych cenach, będę musiała się rozejrzeć. Użyłam go chyba 2 razy, metodą kubeczkową oczywiście, i wszystko jest tak, jak być powinno, z inwestycji jestem zadowolona.
Jakoś się złożyło że tą notkę piszę dzisiaj chyba od godziny 10 rano, widać, o której kończę, nie dlatego, że temat nie jest porywający (nooo, może ten akurat średnio) ale ciągle coś mnie rozprasza niestety. 


środa, 9 marca 2011

Mycie włosów odżywką

Kilka ładnych lat temu, jako nastolatka, przeczytałam gdzieś w internecie o metodzie mycia włosów odżywką. Miała być łagodna dla skóry głowy oraz niewysuszająca włosów a przy tym wystarczająca do odpowiedniego oczyszczenia ich. Ponieważ skłonności do eksperymentowania mam od dawna, zafascynowana poleciałam do łazienki... i do dziś jest to mój ulubiony sposób mycia. Początki były trudne, nastolatka, problemy z przetłuszczaniem powszechne w tym wieku prawie zniechęciły mnie ale uparta ze mnie bestia, całe szczęście. Pamięci nie mam zbyt dobrej ale jestem pewna, że pierwszym myjadłem były balsamy Mrs. Potter's, które w zależności od wersji nieco się różnią ale generalnie wyglądają tak
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością)

Balsamy te gościły u mnie w domu od kiedy pamiętam, było to wielkie odkrycie kosmetyczne mojej mamy z którego ja też korzystałam, na szczęście mama dbała o to żebym od dość młodych lat używała chociaż takiej odżywki i dziękuję jej za to, wolę nie wyobrażać sobie jak by wyglądały moje kręcone włosy bez tego w tamtym czasie. 
Z początku, jak wspomniałam, nie było wesoło. Włosy przetłuszczały się błyskawicznie, na szczęście miałam czas a do szkoły blisko więc codziennie myłam głowę rano, przed szkołą, dzięki temu byłam w stanie przeczekać tłusty okres, po którym skalp uspokoił się i mogłam cieszyć się myciem odżywką. Od tego czasu minęło jakieś 6-7 lat i myślę, że w bardzo dużym stopniu zawdzięczam myciu odżywką to, że mimo szalonych eksperymentów z pielęgnacją i koloryzacją na mojej głowie nie zrobiło się całkiem pusto lub nie zostało mi wielkie siano. 
Ostatnio trudniej mi nieco znaleźć ten produkt, zwykle kupuję go w Leclercu lub Kauflandzie, niestety jego cena, kiedyś bardzo atrakcyjna w stosunku do pojemności, poszła w górę i obecnie taniej niż 9 zł nigdzie go nie widziałam.
Przez ten czas przetestowałam bardzo wiele produktów. Zapewne wszystkie odżywki i balsamy Mrs. Potter's, szczerze mówiąc nie widzę między nimi zbyt wielkiej różnicy. Wprawdzie zawierają lekki silikon ale jest on zmywalny wodą więc mam nadzieję, że znika z włosów razem ze spłukaniem odżywki. Nadaje fajny poślizg i włosy są lekko nawilżone. Wiele razy używałam także znanych kosmetyków firmy Gloria, maski i emulsji.
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością)

Mimo, że to polska, dobra i tania firma dostanie ich stacjonarnie wcale nie jest takie proste. Czasami trafiają się w osiedlowych sklepikach, kioskach, sklepach Społem, hipermarkecie (wydaje mi się, że czytałam o tym, że pojawiają się w Carrefourze, sama widziałam i zaopatrywałam się w Auchan). Odstraszać może PRLowski wygląd i okropny zapach a w przypadku emulsji bardzo brzydki kolor. Ja nie jestem jednak wielką pedantką jeśli chodzi o takie rzeczy, najważniejsze jest działanie. A produkty te myją wg mnie bardzo dobrze, maska dodaje się także do wzbogacenia, ładnie łączy się z innymi składnikami. Minusem jest mała wydajność obu a niestety nie są najtańsze biorąc pod uwagę stosunek pojemność - cena.
Edit: No i prawie zapomniałam o kolejnych produktach - odżywkach Hegron!
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością)
Nie lubię tego zapachu. Konsystencja jest dla mnie zbyt rzadka a opakowanie niewygodne, wielkie butle z dużą dziurą zwiastują problem bo najczęściej wylewa się zdecydowanie za dużo i zwyczajnie marnuje. Z wydajnością też jest kiepsko, myje przeciętnie. W sumie to dostępność też nie jest powalająca, jest w Kauflandzie, czasami osiedlowym sklepiku, cena ok. 8-9 zł za półlitrową butlę.
Bardzo dobrze do mycia nadają się również odżywki bez spłukiwania Joanna Naturia, Kallos mleczny oraz odżywki Isana, dawniej Yung,na zdjęciu wersja biała, z olejkiem babassu.
(zdjęcie jest mojego autorstwa i przedstawia kosmetyki z mojej kolekcji)

Rozpoczynając, zgodnie ze zdjęciem, od Isany - moja ulubiona odżywka. Gęsta, dobrze myje, niewiele jej zużywam, ładnie pachnie i zostawia włosy nawilżone. W promocji 400 ml można dostać za mniej niż 4 zł. Z tej samej serii dobra jest również jej różowa siostra, proteinowa odżywka, ma takie same właściwości, może uczucie nawilżenia trochę mniejsze. To produkty, które zawsze są w moim koszyku gdy wchodzę do Rossmana :) Wspomnę tylko, że Isana jest marką firmy Rossman i jest dostępna tylko w tych drogeriach.
Kallos mleczny - odżywka, która wiele zamieszania zrobiła na różnych forach o urodzie. Wg mnie? Hm, kilka lat używałam jej regularnie, jak odżywki, spełniała swoją funkcję. Jednak patrząc na skład niezbyt wiem, która rzecz sprawia, że z włosami dzieją się takie cuda jak niektóre użytkowniczki opisują ale cóż, nie mnie sądzić, w końcu niektórzy chwalą sobie mycie włosów szarym mydłem. Ostatnio jednak moje włosy są chyba najdłuższe w moim życiu a na pewno najbardziej kręcone przez co wymagają bardzo dużo nawilżenia, chociaż nie katuję ich prostownicą, ograniczam suszarkę, używanie silnych detergentów etc. Dlatego teraz najlepiej sprawdza się do wzbogacania a także do mycia, chociaż nie stosuję jej w tym charakterze zbyt często. Zwykle wtedy, gdy w zasięgu wzroku nie mam innego myjadła a nie chce mi się szukać. Oczywiście genialnie pachnie, konsystencja jest przyjemna, niewiele potrzeba żeby umyć dobrze skalp i włosy. W internecie można znaleźć ją za ok. 13 zł za litr, pamiętać trzeba jednak o kosztach przesyłki które przy tej wadze są znaczne, najlepiej więc zamawiać hurtowo bądź poszukać sklepu fryzjerskiego w okolicy co i ja mam zamiar zrobić. 
I moje ulubione Aśki. Cena ok. 4-5 zł za 200 ml, dużo rodzajów o rozmaitych przeznaczeniach i zapachach, konsystencja chyba zawsze taka sama, biała, rzadka, lekko kisielowata jak dla mnie. Myje bardzo przyzwoicie ale dla mnie na dość długie włosy zbyt wiele produktu idzie na jeden taki zabieg. Po prostu - gdy nie ma czym umyć, można umyć tym i będzie dobrze.
Dla mnie jednak ideałem do mycia jest Isana z olejkiem babassu, tania, w częstych promocjach, dobrze dostępna, wydajna, ładny zapach, myje prawie do skrzypienia :)
Bardzo proszę w komentarzach o refleksje - nt. tej notki a także waszych osobistych doświadczeń z myciem odżywką.
Chcę tylko jeszcze wspomnieć, że wyjątkowo miło spędziłam czas pisania tej notki - włosy schną sobie pachnące, herbatka z passiflorą a obok kokoszący się kot w słońcu, cudowny dzień :)

wtorek, 8 marca 2011

Giveaway ;)

Jedna z moich ulubionych blogerek organizuje u siebie małe rozdanie w którym chętnie wezmę udział


jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji skorzystać z jej wiedzy to serdecznie zachęcam

poniedziałek, 7 marca 2011

Włosy, fale, loki...

Tak, zdecydowanie będzie o czymś zajmującym mi zdecydowanie za dużo uwagi. Będzie więc długo, dokładnie i z pewnością nie wyczerpię tematu. Więc, panie i panowie, coś o pielęgnacji włosów.


Dla mnie kopalnią wiedzy od lat jest wizaż, korzystam również z informacji z wielu różnych zakątków internetu, oczywiście babcine sposoby mają dla mnie niekwestionowaną wartość. Od lipca 2010 roku włosami zajmuję się bardziej świadomie, głównie dzięki
metodzie curly girl
która jest dla moich kręcono-falowanych włosów najlepsza. Oczywiście nie przyjmuję wszystkich założeń bez zastrzeżeń, zawsze pielęgnacje układa się pod siebie :) a ogólne moje zasady to:
- na codzień włosy myję odżywką, moje ulubione myjadła to Isana różowa i biała, odżywki mrs Potter's, odżywki Hegron, emulsja i maska Gloria, doczekają się osobnej notki,
- szampon z sls, klarowny, bez zbędnych dodatków tylko raz na jakiś czas, bardzo lubię wszystkie rodzaje Barwy Ziołowej, służą mi do oczyszczenia włosów raz na jakiś czas z silikonów, które przytrafiły się gdzieś po drodze,
- szampony bez slsów, tzw. delikatne, dziecięce, używam tylko raz na jakiś czas, gdy akurat mam kaprys a trafi mi się jakiś w sklepie, ogólnie nie przepadam,
- unikam silikonów, poli- i quaterniów, nie robię tego jednak zbyt obsesyjnie, jest kilka produktów którym wybaczam zawartość oblepiaczy, pamiętam jednak później o oczyszczeniu włosów szamponem
- omijam wszystko, co zawiera alkohol denat (nie mylić z alkoholami tłuszczowymi, emolientami, typu cetearyl alk.), jest częsty w produktach do stylizacji bądź różnego rodzaju mgiełkach. Nadaje się jednak do wcierek do skóry głowy, wtedy służy jako promotor przenikania wszystkich korzystnych składników wgłąb skóry.
- porządnie karmię swoje włosy, stosuję olejowanie przed myciem i jak najczęściej staram się kręcić sobie porządne maski z dodatkiem składników takich jak wymienione niżej a także doprawiam keratyną hydrolizowaną, gliceryną, panthenolem, amlą,
- obowiązkowo odżywka bez spłukiwania, bez tego kręcone, suche z natury włosy nie są dostatecznie zabezpieczone, tutaj najlepiej spisują się Joanny Naturie ale ja z powodzeniem stosuję wiele klasycznych odżywek w tym charakterze,
- jak największa ilość składników naturalnych, począwszy od poszukiwania ich w składzie kosmetyków (oleje, ekstrakty, wyciągi etc.) po stosowanie ich na własną rękę, lubię płukanki, psikacze i herbatki z ziół, używam olejów, solo i w odżywkach, lubię też miód, cytrynę, eksperymentuję z cynamonem, wodą pomakaronową...
- farbowanie tylko henną, to moje nie tak dawne odkrycie, wiele lat nie mogłam się zdecydować i odważyć lecz w końcu dojrzałam i oto rudość zagościła na moich włosach, odbiło się to pozytywnie nie tylko na ich stanie lecz także na skręcie
- umiejętne osuszanie po myciu, żadnego tarcia puchatym ręcznikiem, w grę wchodzi jedynie delikatne odciskanie w mikrofibrę lub bawełnę, staram się nie używać suszarki, jeśli już to tylko z dyfuzorem, tylko pozwalam im schnąć naturalnie podpinając u nasady żabkami
- odpowiednia stylizacja, kręciołki lubią balsamy typu Nivea FC lub Cottonseed Booster TBS, ja jednak stosuję najczęściej żele, wypróbowałam ich całą tonę, mój ulubiony to czarny Yung, obecnie Isana (uwaga, tylko jeden rodzaj nie zawiera alk.denat.!)
- grzebień, szczotka to mój wróg, nigdy przenigdy nie dotykam tym suchych włosów a jeżeli już potrzebuję to tylko po nałożeniu odżywki do spłukiwania delikatnie przeczesuję włosy grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami, tak na prawdę moje zdrowe, odpowiednio nawilżone włosy nie potrzebują czesania i obywają się nawet bez rozdzielania ich podczas mycia.

Zdaję sobie sprawę że wiele z tych metod wydaje się dziwne lub głupie osobom nie wgłębiającym się w to, co nakładają na włosy. Ja przerobiłam zbyt wiele cudownych kosmetyków których producenci obiecywali cuda wianki i za każdym razem spotykało mnie to samo rozczarowanie. Na szczęście składy są jawne i podane na opakowaniach, w internecie każdy znajdzie informacje na temat poszczególnych składników i sam może ocenić czy chce mieć to na swoim ciele ;) Dzięki temu można ocenić, czy kosmetyk wart jest swojej ceny i czy rzeczywiście jest tak wyjątkowy.
A moje włosy wiele przeszły. Szamponetki, szalone cięcia, farbowania, dekoloryzacje, kręcenie, prostowanie... o dziwo, nie ewakuowały się wszystkie z mojej głowy za co jestem im wdzięczna. Wprawdzie nie znęcałam się nad nimi aż tak bardzo, całkiem bezmyślnie, i nie były zniszczone nawet po różnych eksperymentach jednak każda najmniejsza zmiana w pielęgnacji robi wielką różnicę. Warto spróbować, nawet jeśli ktoś ma proste włosy gdyż stylizacja to ostatni, nie najważniejszy element, najważniejsze jest odpowiednie odżywienie i zabezpieczenie włosa dlatego większość patentów jest dość uniwersalna. A zdrowe włosy nie potrzebują nabłyszczaczy i reszty polepszaczy ich urody bo ich wewnętrzna siła wystarcza żeby olśniewały.
Co sądzicie już na tym wstępnym etapie mych wynurzeń? Może czegoś próbowałyście lub poczułyście się zachęcone? Sprawicie mi przyjemność każdym komentarzem :)

zaczynamy!

Na każdego przychodzi czas. Po miesiącach podziwiania twórczości dziewczyn na innych blogach sama skierowałam swój kursor na "Utwórz bloga" i oto jest.
Coś o mnie. Możecie mówić mi Serafina, wiosen trochę więcej niż 20, niektórzy mogą kojarzyć mnie z wizażu, mam zdecydowanie za dużo kosmetyków a jeszcze więcej na ich temat do powiedzenia.
Na blogu będzie można znaleźć moje wrażenia z użytkowania różnych specyfików, pewnie głównie do włosów :) ale zawsze mogę czymś zaskoczyć bo sto myśli na sekundę i milion pomysłów dziennie musi gdzieś znaleźć swoje ujścia a żeby nie gnębić otoczenia - pognębię trochę Was :D
Zawsze jestem otwarta na sugestie, na pytania chętnie odpowiadam i zawsze miło jest mi prowadzić rzeczowe dyskusje.
Nie pozostaje mi nic innego jak lecieć do łazienki po inspirację na pierwszą konkretną notkę :D