piątek, 11 marca 2011

Akcja oczyszczenie, czyli szampony z SLS i niewiele ponad to

Jasna sprawa :) dziś rzecz o szamponach. Dla większości z ludzi to absolutna podstawa pielęgnacji, wiele osób (nie wspominam o mężczyznach oczywiście ;) potrafi stosować do pielęgnacji włosów tylko szampon i jakoś żyją. Ja raczej bym nie przeżyła a i bez szamponu potrafię się długo obyć myjąc włosy tylko odżywką. Nie unikam jednak całkowicie silikonów, raz na jakiś czas muszę więc pozbyć się ich a wtedy z pomocą przychodzi taki oto szampon. Najprostszy, klarowny, najczęściej zawiera detergenty, barwnik, konserwant i tyle. Wg mojej filozofii pielęgnacji (xD) szampon jest na włosach i skalpie za krótko żeby pomóc ale wystarczająco długo żeby im zaszkodzić, jeśli jest źle dobrany. Nie widzę potrzeby codziennego mycia detergentem jeśli nie używam niczego, co mocno oblepiałoby włos, nie przebywam w warunkach, gdzie włosy faktycznie byłyby brudne, nie mam problemów ze skórą głowy, jak łupież czy łojotok (a i w tych przypadkach nawet specjalistyczne preparaty mogą podrażniać i pogłębiać problem). Głowę myję zwykle codziennie bo lubię, mam taką potrzebę, nie wyobrażam sobie nie umyć chociaż raz dziennie twarzy, którą, tak jak włosami, niby nic nie robię i niczego nie dotykam a każdy wie, że się brudzi 'od powietrza'.
SLS, czyli Sodium Lauryl Sulfate, to popularny detergent występujący w szamponach, żelach pod prysznic itp., oczyszcza mocno, może wysuszać i podrażniać, zmywa jednak bardzo wiele substancji które osiadają na włosie, brud, silikony, oleje, parafinę, naftę. Nie zdecydowałabym się na używanie tego lub mocniejszego detergentu, SLeS, na co dzień, czy to do skóry czy do włosów. Raz na 2 czy 3 tygodnie myślę, że robi więcej dobrego niż złego, w końcu pozostające na włosie, blokujące go zanieczyszczenia wcale nie są dla niego zdrowe. Gdy zaszaleję z silikonami, po fryzjerze lub przed farbowaniem lub po prostu włosy dopominają się już porządnego mycia w ruch idzie jedno z cudów.
 
(zdjęcie pochodzi z internetu, nie jest moją własnością)  
Cud polskiego przemysłu kosmetycznego, szampon Barwa ziołowa, w zawrotnej cenie 4-5 zł za butelczynę. Rodzajów bez liku, miałam rumiankową, brzozową, skrzypową, tataro-chmielową i sama już nie wiem jaką. Różnią się kolorem i zapachem, chociaż nieznacznie. Dwa mycia i sądzę, że nawet warstwa piekielnej siarki na dobre opuściłaby moje włosy. Skrzypią po takim myciu nie gorzej niż najstarsze drzwi w domu, włosy błyszczą jak szalone kiedy przed farbowaniem myję je tylko takim szamponem, rozczesuję i zostawiam do wyschnięcia. Zadaniem jej jest umyć i tyle, spisuje się świetnie, cena dobra, dostępność? Czasami Tesco lub inny hipermarket, osiedlowe sklepiki i kioski - musowo.
A to mój nowy nabytek.
(zdjęcie jest mojego autorstwa i przedstawia kosmetyki z mojej kolekcji)
Szampon rumiankowy Aile, bez rumianku, w kolorze który kojarzy się z rumiankiem, nie wiem czemu. Właściwości chyba jak Barwa ale jest większy i kosztował 1,5 zł, o ile dobrze pamiętam, sieć Kaufland. Ogólnie za sąsiadów miał chyba podobne mu cenowo szampony typu SLS i nic więcej w podobnie zawrotnych cenach, będę musiała się rozejrzeć. Użyłam go chyba 2 razy, metodą kubeczkową oczywiście, i wszystko jest tak, jak być powinno, z inwestycji jestem zadowolona.
Jakoś się złożyło że tą notkę piszę dzisiaj chyba od godziny 10 rano, widać, o której kończę, nie dlatego, że temat nie jest porywający (nooo, może ten akurat średnio) ale ciągle coś mnie rozprasza niestety. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz